środa, 12 czerwca 2013

01~Pain

Nie interesowała ją czy na dworze pada czy jest burza, nic już nie miało dla niej większego znaczenia niż bycie samym. To było jedyne czego pragnęła. Nie umiała już dłużej wytrzymać w tym psychicznym budynku. Nie była w zakładzie psychiatrycznym, nic z tych rzeczy. To było miejsce w którym parę lat temu przebywała codziennie, chciała tam wracać i zobaczyć znowu dwóch kochających ją rodziców, ciągle miała nadzieję, że taki dzień nastąpi i znowu tam wróci, ale nadzieja matką głupich. Inni ludzie mogli ją ranić, mogli obrzucać ją obelgami, wyzywać od najgorszych, ale nigdy przenigdy nie spodziewałaby się tego po trzech w swoim życiu najważniejszych osobach. Miała przyjaciela, nawet najlepszego, ufała mu, a on to tylko wykorzystał przeciwko niej, on udawał. Udawał jej najlepszego przyjaciela. Nie spodziewała się tego, przez jeden mały błąd straciła wszystko, ale gdzieś tam głęboko w jej wnętrzu kryje się nadzieją, która z czasem wygasa, a za jakiś czas zniknie. Nienawidziła siebie za to kim jest, brzydziła się sobą, obwiniała się za całe zajście, ale czy to była prawda? Nie, oczywiście, że nie. Po prostu taka już była, kiedy coś się źle działo, to pozostawało jej na sumieniu i uważała się za winną. Ufała ludziom w stu procentach, ale po tym zajściu nie była już tego taka pewna. Jasne, znajdą się inni przyjaciele, ale na pewno nie obdarzy ich takim wielkim zaufaniem, bo nie będzie już umiała. Myślicie na pewno, że przez taką jedną sytuację już siebie nienawidzi i chce się zabić. Tak nie jest. Ile razy po nocach przesiadywała na tej samej ławce i płakała. Wiele. Lubiła tu przebywać, można by nawet powiedzieć, że to było takie jej prywatne miejsce do którego zawsze mogła przyjść, i tak było. Gdyby jakiś człowiek zapytałby się czy coś się stało, pewnie by uciekła, ale taka już była. Fakt, miała przyjaciela, ale i tak bez niego miała dystans do ludzi, może się ich bała? Zapewne tak było. Całe oczy miała napuchnięte od łez, rozmazany tusz. Deszcz nie przestawał padać, jej to nie przeszkadzało, kochała deszcz. Wystawiła przed siebie ręce, sądząc, że to ją jakoś ukoi jej ból, zmyje ten cały brud z siebie, ale się przeliczyła.
 Szła powolnym krokiem wracając do domu, nie chciała tam być, ale też nie ciągnęło ją zbytnio do spędzenia nocy na dworze. Mimo, że była już późna godzina to tłok na mieście się nie zmniejszył ani o drobinę. Przechodziła między ludźmi patrząc na ich kamienne twarze „ Czy oni się kiedyś uśmiechają” zapytała się samej siebie. Nagle coś usłyszała, to nie był głos dochodzący z zewnątrz, to było coś w środku, coś co ciągle odbijało się jej echem w głowie, to było coś takiego jak druga ona, ale to zdecydowanie nie było jej sumienie. Głowa jej pulsowała od tego, zbierało się więcej ich, zaczynały uderzać o czaszkę, to ją bolało, nie wytrzymała z bólu i upadła na mokrą ziemie.
Normalny człowiek by podszedł i pomógł, ale w tych czasach liczysz tylko na siebie. Poczuła silny ucisk na ramionach, które jednym ruchem postawiły ją na ziemi Wszystko w porządku pomóc Ci jakoś? Zobaczyła przed sobą dobrze zbudowanego mężczyznę prawdopodobnie był w tym samym wieku co ona. Twarzy nie mogła rozpoznać, spod kaptura wystawały tylko ciemne, proste, opadające na czoło włosy. Nie dziękuje wszystko w porządku uśmiechnęła się lekko Dasz radę dojść do domu sama? Nie wiedziała co miała odpowiedzieć. Nie mam domu czy nie i poprosić o pomoc. Tak dojdę, naprawdę wszystko jest w porządku. Odszedł, tak jak każdy. Szła dalej do domu ledwo trzymając się na nogach. Głowa nadal pulsowała z bólu, ale była dzielna i wytrzymała. Stała przed drzwiami i nie wiedziała co zrobić, czy tak po prostu wejść i udawać, że nic się nie stało lub wejść i biegiem pobiec do swojego pokoju. Wybrała opcje drugą. Otworzyła szeroko drzwi i na sam widok wnętrza domu, łzy cisnęły się jej do oczu. Wszędzie były porozwalane puszki od piwa, butelki wódki w kątach można było nawet znaleźć niedopały papierosów, to nie było miejsce dla dorastającego nastolatka. Już wolałabym być w domu dziecka westchnęła. Wbiegła po schodach do swojego pokoju i jednym zamachem zatrzasnęła za sobą drzwi. Skuliła się na łóżku i jedynie co było słychać w pokoju był jej cichy szloch. Nie mogła sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Była bardzo wrażliwym dzieckiem, nawet podniesiony głos mógł sprawić, że jest przestraszona, a nawet mogłaby zamknąć się lub uciec. To była jej najgorsza cecha, a inni wykorzystali to przeciwko niej. Więcej łez wylewało się z jej oczu, gdy w głowie odtwarzała słowa swojej matki.
*retrospekcja*
I co się tak gapisz?! Nie widzisz, że cały dom wygląda jak chlew? Powinnaś zacząć patrzeć też na innych, a nie na tylko swoją dupę! -wrzeszczała, jej słowa były straszne i bardzo zabolały- Myślisz, że możesz tak sobie przychodzić ze szkoły i zamykać się w pokoju?! Jesteś aż taką głupią krową?! Żałuję, że Cię w ogóle urodziłam!-to boli-mogłam Cię porzucić kiedy miałam okazję, ale nie! Zatrzymałam Cię bo było mi ciebie szkoda, a teraz mam w dupie co robisz i jak sobie z pieprzysz życie! Wynoś się z tond! Nigdy nie miałam dziecka! Nie chce cię znać, dziwko!- czuje łzy na policzkach, zabolało- No już, a nie stoisz tak przede mną! Masz się wynieść do jutra! Albo cię własnymi rękami z tond wypierdolę, mała szmato!-ona przestanie? Nie.
Ale j-j-ja – zająknęłam się przez wielką gulę w gardle, która nieustannie rosła- przecież nic nie zrobiłam, pro-o-o-o-oszę, pozwól mi tu zostać-błagałam
Nie! Nie chce Cię znać, nigdy już nie będziesz moim dzieckiem!-krzyknęła
*koniec retrospekcji*
Całe oczy miała napuchnięte i czerwone od płaczu. Już postanowiła. Nie będzie tam gdzie jej nie chcą. Zrzuciła swoją walizkę z szafy i zaczęła niechlujnie wrzucać tam swoje ubrania. Spakowała kosmetyczkę i była gotowa opuścić to pomieszczenie nigdy do niego już nie wracając. Oczywiście kłamała. Westchnęła, zakradła się po cichu do sypialni jej opiekunów bo rodzicami ich nie mogło się nazwać. Nikogo nie było, pewnie wyszli znowu do jakiejś meliny gdzie mieli tam swoich niby „przyjaciół”. Otworzyła górną szufladę w wielkiej, drewnianej komodzie. I znalazła tam to czego szukała, była to bowiem koperta w której było okrągły 1 tysiąc, które zawsze odkładała, czemu nie u siebie w pokoju? Ponieważ się bała, ile sytuacji było, gdy wróciła do domu, a jej pokój był przewrócony do góry nogami. Wzięła razem ze sobą kopertę i najszybciej jak tylko mogła wybiegła z budynku. Zaczynała samodzielne życie bez niczyjej pomocy, musiała liczyć już tylko na siebie. Szła pustymi ulicami, co nie było dziwne gdyż godzina wskazywała północ. Poczuła na ramieniu mokre kropelki, a chwilę potem usłyszała głośny grzmot. Świetnie, po prostu zajebiście mruknęła do siebie. Była już na zakręcie gdy przed nią zatrzymało się duże czarne auto, a z niego wysiedli dwaj mężczyźni. Zaczęła się powoli wycofywać kiedy zorientowała się, że zbliżają się prosto do niej, na ich twarzy widniały szydercze uśmiechy. Przeraziła się, no bo popatrzcie. Samotna dziewczyna wędruje sobie po ulicach Londynu nie wiedząc jakie niebezpieczeństwo na nią czyha za rogiem. To dobra okazja do porwania, nie sądzisz? Bez zastanowienia zaczęła uciekać w przeciwną stronę, ale to nic nie dało. W jednej chwili czyjeś silne ramiona oplotły jej talię. Poczułam silny ból w głowie, a zaraz po tym nastała ciemność, wiedziała, że to koniec.
*
Otworzyłam powoli oczy, moja głowa nadal pulsowała z bólu. Byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, za dużo też nie mogłam zobaczyć poprzez brak światła. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi, a w nich stanął mężczyzna lub jakiś chłopak, nie ważne. Ktoś tam stał i widocznie nie miał dobrych zamiarów wobec mnie. Hej mała, jak ci się spało? Zapytał ten ktoś. Był płci męskiej, mogłam rozpoznać to po głosie. Mała to jest twoja pała powiedziałam ze spokojem. Zdziwieni? Nie mówiłam, że nie lubię jak ktoś mnie nazywa „mała”? Tak, wtedy ten ktoś ma u mnie przesrane i zazwyczaj tak mu odpowiadam. Coś ty powiedziała?! Krzyknął, dobra może to nie było dobre posunięcie, że tak powiedziałam. Ups. J-j-ja nic-zająknęłam się, kurwa- nic nie powiedziałam, spokojnie Char, spokojnie. Nie kłam głupia suko! Krzyknął głośniej, podniósł mnie z pozycji leżącej do pozycji stojącej i przygniótł mnie do ściany. Moja głowa znowu uderzyła o ścianę pod wpływem silnego pchnięcia. Miałam mroczki przed oczami. To koniec, tak? Nie wiem, ale jedno było pewne. Wpakowałam się naprawdę w wielkie gówno.

Od autorki: Zbierałam się już od jakiegoś tygodnia, żeby napisać 1 rozdział. Wyszedł jaki wyszedł. Jeśli jest błąd, proszę poinformujcie mnie o tym. Chciałabym też tłumaczyć jakiegoś bloga z fan fiction czy czegoś innego. Jeżeli macie takiego bloga i nie macie nikogo kto mógłby go przetłumaczyć to piszcie do mnie na e-maila, który jest w zakładkach. Prośba: mógłby ktoś mi powiedzieć czy znacie kogoś kto umie robić zwiastun do blogów i szablony. Bardzo was o to proszę. Do następnego, mam nadzieje, że drugi wam się bardziej spodoba :)